Historia ta zdarzyła się w pewnym dużym mieście. Gdzie dokładnie? Sam do końca nie wiem. Wiem tylko tyle ile przekazali mi naoczni świadkowie zdarzenia. Był chłodny, listopadowy wieczór, powoli zanosiło się na deszcz, czego nie sugerowały wcale ciemne chmury na niebie a ludzie, pośpiesznie chowający się do swych domów czy lokali pożytku publicznego, restauracji, pubów, sklepów etc. etc…
– Ponoć zapowiadali burzę.
– A widzisz cokolwiek na niebie? Jakieś chmury? Niebo usłane gwiazdami, gdzie tu mowa o burzy.
– Więc tym bardziej mnie dziwi że wszystkie, równo wszystkie, stacje zapowiadały gwałtowne burze na dzisiejszy wieczór.
– Przejmujesz się głupotami, chodź, napijemy się …
Tak brzmiała jedna z wielu rozmów, które można było wtedy usłyszeć w samym centrum miasta. Jednakże nasza uwaga powinna się skupić na jednym z pubów, nieco oddalonego od centrum. Pub ów, jak większość tego typu przybytków z dala od centrum, z reguły prawie świecił pustkami, zapełniając się jedynie kilkoma mężczyznami w średnim wieku podczas weekendowych meczów piłkarskich. Dziś jednak był on pełen ludzi, oczekujących na rozwój pogodowych wypadków. A że właścicielowi cienko się przędło od kilku miesięcy postanowił wykorzystać okazję i za pół darmo odsprzedać stare browary i przekąski. W końcu paluszki, których termin przydatności do spożycia minął 2 tygodnie temu, nie powinny nikomu zaszkodzić.
Zgromadzili się w owym lokalu ludzie różni. Byli staruszkowie, pamiętający jak przychodzili tutaj na zupę mleczną, byli mieszkający niedaleko robotnicy budowlani pracujący przy nowym wieżowcu, było i małżeństwo z dwójką dzieci wracający z zakupów, byli jeszcze i inni. Jednakże uwagę wszystkich prawie przykuwała grupka nastolatków siedząca w kącie. Były to lokalne chuligany, łobuzy, nie zbyt szkodliwe jeszcze, jednak już przez niektórych kojarzone. Było ich trzech: Kamil, chudy, w spodniach dresowych i bluzie z kapturem: Eryk w cienkiej kurtce i czapce z daszkiem na głowie oraz „Brzózka”, jakby lider całej bandy, zawsze nosił złoty łańcuszek na prawej ręce, chcąc pokazać kim to on nie jest. Cała trójka, mimo że każdy był niepełnoletni, miała postawione przed sobą na stoliku butelki z piwem. Właściciel musiał na prawdę kiepsko sobie radzić z biznesem. Z początku cisi, z czasem jednak stawali się coraz głośniejsi, ich rozmowę słyszał każdy kto był wtedy w pubie. Najwięcej głosu zabierał, rzecz jasna, „Brzózka”, jak to się nie chwalił, jak to nie zaklinał na swój łańcuszek że prawdę mówi, jak to nie narzekał, przy użyciu rzecz jasna wulgaryzmów, na cały świat a szczególnie szkołę.
– Mości Pan Zagłoba zawitał w nasze progi! – powiedział staruszek do swej żony, ona zaś odpowiedziała mu cichym chichotem.
– Za cicho tutaj moim zdaniem – powiedział „Brzózka” – trzeba nieco poruszyć tę budę.
Po czym kiwnął głową na Kamila, ten zaś wyciągnął z kieszeni bluzy swój telefon i włączył odtwarzacz muzyczny. Naraz w całym lokalu zabrzmiało: „Ruda tańczy jak szalona! Krzyczy, piszczy, to jest Ona…”, następne w kolejności było: „Miłość, miłość w Zakopanem. Polewamy się szampanem…”. Chłopaki na raz wskoczyli na krzesła, jedynie „Brzózka” dostał się na stół, aby dać popis swych tanecznych umiejętności. Trwało to aż do”… że porwę ją i w sercu schowam na dnie” gdy z drugiego końca sali dało się słyszeć donośny głos:
– Dosyć!
Trzech tancerzy naraz zaprzestało pokazu i tylko stali patrząc w kierunku skąd dochodził głos. Nie tylko Oni z resztą gdyż cały lokal spoglądał w kierunku osoby, która zmusiła jednym słowem trzech urwisów do posłuchu. Oczy więc wszystkich zwróciły się na stolik gdzie siedziało także trzech – jednak dorosłych – mężczyzn, każdy gustownie ubrany, choć dość staromodnie, rzekłbyś z nie z tego wieku. Każdy z nich różnił się jednak od siebie: jeden z chustą czerwoną pod szyją i bujną siwą czupryną; drugi smukły, o dużym nosie i krótkich czarnych włosach; trzeci zaś zarost i włosy kompletnie białe oraz silnie zbudowany. Twarze trzech mężczyzn zwrócone były w kierunku młodych z wyrazem oburzenia i złości z powodu ich wybryku.
– Cóż Wy sobie, łobuzy wyobrażacie? Nie wstyd Wam?! – rzekł jeden z nich.
– Ani trochę! – odrzekł „Brzózka” stając na ziemi i mierząc wzrokiem w oponenta.
– Ani trochę, słyszeliście Panowie? Jemu nie jest ani trochę wstyd? Gdzie masz rodziców smarku?
– A co Ciebie to obchodzi?
– I kultury brakuje. Wiedz że do starszego od siebie na per Pan się zwraca a nie per Ty.
– Co za różnica, nie jesteś moim starym żeby mnie wychowywać.
– Najwidoczniej niczego Ciebie ojciec nauczyć nie mógł skoro tak się o nim wypowiadasz.
– Nie do pomyślenia przecież, żeby dziecko tak rodzica mogło obrażać – dodaje drugi. – U mnie już byś pasem po dupsku oberwał z 10 razy za takie odzywki.
– Grozisz mi?
– Zwyczajnie przedstawiam jak się sprawa by miała u mnie, gdybym groził, pas bym wyciągnął ze spodni i nad głową Twoją pustą wymachiwał.
– Chyba nie puścisz mu tego płazem, co? – pyta Eryk
– A co ja jestem, Terminator, żeby się z silniejszym od siebie bić?
– W sumie racja, to co robimy?
Chłopcy zastanawiali się nad kolejnym krokiem, tymczasem mężczyźni, sądząc iż sprawa skończona powrócili do swej rozmowy:
– Cóż to się dzieje w dzisiejszych czasach moi przyjaciele?
– Sam chciałbym wiedzieć. Młodzież szacunku nikomu nie okazuje, zwłaszcza rodzicom, spożywa alkohol, przeciw harcom nic nie mam jak tańce ale żeby po meblach skakać? Toż to moje rozumowanie przechodzi.
– I moje także. A ten jazgot co z telefonu puszczali, Boże, jakież to okropne, jakież brzydkie …
– Coś Ty powiedział?! – zwrócił się „Eryk” do mężczyzny – brzydkie to są Wasze gęby!
– Ogarnij się Eryk, co ja Ci mówiłem? Ja jestem od gadania, nie Ty.
– Jasne, jasne…
– To na czym stanęło? A tak … Co Wam w disco przeszkadza? Każdy lubi disco, lepszej muzyki na świecie nie ma!
– Toż to nie muzyka, toż jazgot bez ładu i treści, w tym nic co muzykalne nie istnieje. Prościście jak widzę chłopcy więc pewnie istoty muzyki pojąć nie umiecie to Wam wybaczę.
– A na co nam to „wybaczenie”? Swoje wiemy, disco najlepsze i tyle.
– Głupcy, jeszczeście młodzi, więc Was nauczyć trzeba. Znacie Wy może jezioro gdzie łabędzie pływają? Znacie Wy może utwory przez księżyc grane? Znacie Wy może…
– Co Ty gadasz? Jakie jezioro? Jaki księżyc? Kamil, wiesz o czym Oni bredzą?
– Nie szefie – odparł Kamil.
– Widzicie? Nikt nie wie o co Wam chodzi. Dobra, znudziło mi się tu, chodźcie stąd chłopaki.
„Brzózkowa” banda wstaje od stołu i chwiejnym krokiem kieruje się do wyjścia.
– Nareszcie jesteś! – mówi jeden z trzech mężczyzn do wchodzącego właśnie starca.
– Trochę mi zajęło, musicie mi wybaczyć. Jestem już stary i nic na to poradzić nie mogę.
– Nie ma problemu Ryszard. Czekaliśmy na Ciebie z Piotrem i Ludwikiem a w między czasie odbyliśmy małą sprzeczkę z tutejszą młodzieżą.
– Nie czas nam teraz o głupotach rozmawiać. Sprawa jest pilna i to bardzo.
– Siadaj wpierw i oddech złap.
– Dziękuję Fryderyku.
– A więc, cóż to za sprawa że aż z samych Niemiec do Nas przybyłeś?
– Antek nie żyje …
– Cooo?
– Jak to?
– Spotkało go dokładnie to samo co Amadeusza a wcześniej Jana…
– Tego się obawiałem.
– Czy to oznacza że…?
– Że powoli przychodzi i na nas czas moi przyjaciele. Już nie wiele nam go zostało, widzicie zresztą po mnie i po sobie że mam rację. Starzejemy się, zanikamy, jak zanika pamięć o Nas.
Za oknem szalała już burza…
Previous article:
Dobry Początek (8 years ago)
Next article:
(U)bogacenie kulturowe (6 years ago)